kiedy jechałem do lasu
mleczna mgła pokryła świat
ulice domy były jakby nierealne
tylko światła czerwone na przejściach
pulsowały z daleka
w lesie trwał bezruch
mgła była tu mniejsza
zbijała się w poduszki leniwie krążące
jak duchy między drzewami
których kora błyszczała wilgocią
cisza była prawie namacalna
jak wąż śliska stojąca i ciężka
nawet ptaki nie śpiewały
przygniecione białą kołdrą
tylko czasem gałązka trzasnęła pod stopą
a serce drżało zalęknione
w wiosennym śnie